Po długim, 45 minutowym locie byliśmy w Genewie. Teraz trochę odpoczynku i na następny samolot... do Nowego Jorku. Na wszystkich trasach do tej pory lecieliśmy Swissem i tak miało być teraz. Jednak po zajęciu miejsc w samolocie ogłoszono, że jest jakiś problem z łącznością i nie możemy wystartować, mówili, że naprawa potrwa około godzinę. Po godzinie okazało się, że trzeba czekać następną. W końcu kazali nam wysiąść, straszne zamieszanie, wszyscy byli strasznie zdenerwowani. Kazali wszystkim czekać w kolejce, słyszałem, że niektórym proponowano loty do Nowego Jorku przez Chicago tego samego dnia. Jednak, gdy już zabrakło miejsc na ten lot, musieli kombinować coś innego. Ludzie strasznie się wkurzali, na to było w sumie obojętne, trzeba było tylko zadzwonić po Mieszka, żeby niepotrzebnie nie przyjeżdżał na lotnisko po nas. Skończyło się na tym, że dali nam bilety do Frankfurtu nad Menem (stamtąd do NY), bony na jedzenie na lotnisku, po 20 franków , to jakieś 40 zł (ponieważ musieliśmy poczekać pare godzin na ten samolot) i zapewnili, że we Frankfurcie zaopiekują się nami, czyli zawiozą do hotelu i spowrotem, następnego dnia na lotnisko. Czyli już 1 dzień opóźnienia. :)